10 dni w Armeni. Podziwiałam kraj o którym kilka lat wcześniej nigdy bym nie pomyślała pod kątem podróży.
Tak się złożyło, że była promocja lotnicza i co tam – lecimy:) Lubię promocje lotnicze, bo pozwalają one odkrywać miejsca o których wcześniej się nie myślało. Te nowe miejsca zaskakują, zadziwiają, przyciągają.
Armenia w czerwcu ukazała nam się zielona, ze wzgórzami w różnych odcieniach brązu, z polami maków i innych kolorowych kwiatów, których nazw nie znam. Skromne, ale przepiękne monastery z chaczkarami (krzyżami) są po prostu dziełem sztuki zapierającym dech w piersiach.
Choć Armenia kojarzy się z morelami i granatami, niestety nie był to sezon na te owoce. Choć nie brakowało owocowych win:)
Stolica Armenii, Erywań: odmienna architektonicznie nas nie zauroczyła, choć tabliczki z ulicami i napisami armeńskimi przykuły naszą uwagę, a do tego w każdym chyba z tuneli były obrazy. W takim tunelu nawet w ciemności człowiek nie będzie się czuł strasznie:)
Wielkim plusem miasta jest widok na górę Ararat i dużo skwerów zieleni z kawiarniami.
Odwiedziliśmy Muzeum Historyczne, które mocno polecam. Przybliży ono nam choć trochę historię i sztukę Armenii (niestety nie można robić zdjęć). Drugim muzeum do którego zaszliśmy to Muzeum Folku, gdzie można zobaczyć rękodzieła na miarę mistrzów. Trochę zdjęć – klik.
Zwiedziliśmy wiele miejsc w Armenii, ktora witała nas słońcem, gradem, burzą:) O całej wyprawie możesz przeczytać w relacji na Mlecznych – klik
Przejdźmy trochę do stylu ubioru Ormianek. Ormianki są niskimi osobami i wszystkie kobiety chodzą w wysokich szpilkach lub na koturnach. Gdy weszliśmy do obuwniczego to 90% butów było na wysokim obcasie – powyżej 8 cm. Podeszwy sa dekoracyjne, rzucające się w oczy. Jak nie dekoracyjne podeszwy to lakierki lub złote dodatki. Kobiety ubierają się kolorowo do pewnego wieku i też są szczuplutkie do pewnego wieku:)
Mężczyźni noszą koszule, jeansy lub eleganckie spodnie, a do tego wypastowane buty – to jest bardzo charakterystyczne dla kultury wschodu. Buty to oznaka stanu majątkowego:)
Bardzo spodobało mi się zdobienie jeansowych ciuchów: koraliki, cekiny, dżety, błyskotki:)
Jednak gdy szukałam dla siebie spodni „na bogato”, które wypatrzyłam u przechodnia, niestety ich nie znalazłam:(
Mieliśmy przyjemność być na ceremonii ślubnej i doznałam – można powiedzieć – zawodu. O ile Ormianie lubią złoto i styl na bogato, to tu Panna młoda była ubrana skromnie, ale dodatki były złote.
Widzieliśmy również chrzciny i w ich trakcie dowiedzieliśmy się, że można wchodzić do monasteru w koszulce na ramiączkach, ale trzeba mieć na głowie chustę (dotyczy to tylko kobiet) i nie można zakładać nogi na nogę. Popularne jest kręcenie filmu z uroczystości, ale ubiór uczestników nie jest odświętny jak u nas.
Moja chęć zobaczenia sukien na bogato doprowadziła do oglądania sukien w salonach ślubnych. Sprzedawali w salonach swoje marki oraz np. znana mi francuską Cymbeline.
Chodząc ulicami Erywania nie znalazłam sklepu z tkaninami, za to znalazłam takie z pasmanterią, koralikami i włóczkami. Oczywiście zakupiłam ich kilkanaście. Przykładowe ceny: jedwabna 100g – 13 zł, bambusowa 10 zł, bawełniana 6zł, moher – 11 zł, wełna 7 zł.
Większość włóczek jest z Turcji, choć nie można przekroczyć granicy do sąsiadów drogą lądową. Sklep z włóczką mieści się kilka metrów za Błękitnym Meczetem.
Oczywiście byliśmy też na Jedwabnym Szlaku:)